Kolejny post z cyklu: "Mój pierwszy raz".
Moja mama była kiedyś szwaczką, więc kontakt z maszyną do szycia mam odkąd tylko pamiętam. Niestety, był to raczej wyłącznie kontakt wizualny - ani nie miałam potrzeby, ani odwagi, by nauczyć się szyć (choć zdarzyło mi się obszyć brzegi jakiejś zasłonki czy serwetki, ale to był banał, prosty ścieg!). Teraz jest zupełnie odwrotnie: chciałabym, ale nie mam dostępu do maszyny. Nie mieszkam już z rodzicami, na własną maszynę nie mogę sobie pozwolić, a potrzeba rośnie...
Kiedy więc w ubiegłym roku odnalazłam w sieci ten tutorial na chusteczkowe etui, nie miałam wątpliwości: wyjeżdżam na weekend do rodziców, wyszukuję na dnie szafy resztki materiałów z przeszłości zawodowej mojej mamy, pożyczam od niej maszynę i zamykam się w swoim pokoju. Poniżej skutki uboczne mojego pierwszego wieczoru sam na sam z maszyną do szycia:
Wydaje mi się, że - jak na pierwszy raz - moje chusteczniki są całkiem poprawne. Każdy z nich minimalnie różni się wielkością, gdyż chcąc jak najszybciej zobaczyć gotową całość nie przykładałam się zbyt pilnie do odmierzania kolejnych kawałków tkaniny - ale to nie miało wpływu na przeznaczenie tych etui, gdyż w każdym mieszczą się chusteczki. Do wyboru miałam też tylko trzy kawałki materiału, stąd ta monotematyczność wzorów. Myślę jednak, że w zależności od tego, w czyje ręce miałby trafić taki chustecznik, mogę próbować jakoś go urozmaicić - przyklejając aplikacje krawieckie, doszywając koronkę, haftując inicjał... Możliwości jest mnóstwo!
Ten mały epizod z maszyną tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że chciałabym szyć! Może kiedyś będę miała własnego Łucznika czy Singera? Choć muszę przyznać, że teraz, w środku sesji egzaminacyjnej, Singer bardziej kojarzy mi się z australijskim etykiem niż z maszyną...
Oj chylę czoła:) też mam ciągotki ku maszynie...
OdpowiedzUsuńChusteczniki jak na moje oko ładne :) ale ja ciemna w te klocki jeszcze jestem
Aniu.... wysyłałaś mi maila adres? Bo nic nie doszło...
OdpowiedzUsuńświetne chusteczniki!!!:) widzę wiele talentów u Ciebie kwitnie;) super:) oby udało się kupić maszynę w przyszłości:)
OdpowiedzUsuńbardzo fajny pomysł..zwłaszcza ,że opakowania husteczek po wielkokrotnym otwieraniu i zamykaniu same się otwierają,chusteczki się brudzą a same opakowanie wygląda nieestetycznie...a twoje są miodzio i co najlepsze można uszyć z materiału pasującego kolorystycznie do torebki :)
OdpowiedzUsuńUroczy pomysł z tymi chustecznikam...podziwiam i bardzo mi się podobają :))Ciepło pozdrawiam :))
OdpowiedzUsuńPodziwiam każdego, kto nie boi się maszyny :)Ja posiadam,nawet dwie ale one mnie niebardzo lubią ;) i vice versa,ha! Jakoś nie odkryłam w sobie talentu do szycia.
OdpowiedzUsuńPiękne chusteczniki Ci wyszły,nie ma co dużo gadać :)
Pozdrawiam,
Adziok.