~ ZAWIESIŁAM SIĘ ~

środa, 27 stycznia 2010

Pierwsze zabawy z masą solną

Napisałam w pierwszym poście, że nie będę wracać do tego, co robiłam kiedyś. Pomyślałam jednak, że może warto zamieścić tu kilka zdjęć z bliższej czy dalszej twórczej czy pseudo-twórczej przeszłości - przynajmniej po to, by kiedyś móc ocenić ewentualne postępy. Albo pośmiać się z siebie samej.

Dziś chciałam pokazać moje pierwsze aniołki z masy solnej. Powstały w grudniu ubiegłego roku i w pierwotnym zamiarze miały być gwiazdkowymi upominkami. Nie byłam z nich jednak wystarczająco zadowolona. O ile "surowe" tworzywo bardzo mi się podobało, o tyle pomalowane już mniej... Lista moich zastrzeżeń wygląda następująco:
Po pierwsze - miałam zaledwie sześciokolorowy zestaw farb.
Po drugie - nie miałam wystarczająco cienkiego pędzelka, by precyzyjnie malować szczegóły.
Po trzecie - w wilgotnym mieszkaniu masa solna nie schnie, a nawet porządnie wysuszona w piekarniku szybko nabiera wilgocie i mięknie.
Po czwarte, najważniejsze - pudełko z aniołkami (i serduszkami, które chciałam zawiesić na choince) spadło  na podłogę i z całej mojej zabawy pozostały tylko cztery skrzydlaki...
Po piąte - akumulatorki w aparacie odmówiły posłuszeństwa i udało mi się zrobić zdjęcia tylko tym anielicom:



 

Zdjęcia tego nie oddają, natomiast skrzydełka ozdobione są złotym  brokatem. Widać też wyraźnie, że aniołkowi w granatowej spódnicy pękło serce - może na skutek wypadku i straty współtowarzyszy...?

Masa solna daje wiele możliwości, przyjemnie mi się z nią pracowało. Wykorzystałam najprostszy przepis: mąka i drobna sól w proporcji 1:1 oraz letnia woda w takiej ilości, by ciasto było elastyczne. Kolejne elementy sklejałam ze sobą, delikatnie zwilżając je wodą. Ulepione aniołki położyłam na papierze śniadaniowym (tylko to miałam w domu, zapasy papieru do pieczenia i folii aluminiowej zostały zużyte podczas przedświątecznej produkcji pierniczków) i suszyłam kilka godzin w piekarniku. I tu czas na uwagę: suszenie na papierze nie było dobrym pomysłem, gdyż w niektórych miejscach przywarł on do masy i miałam problem z jego usunięciem. Następnym razem spróbuję użyć do tego folii aluminiowej. Po wysuszeniu pomalowałam je farbami plakatowymi i kilkakrotnie spryskałam bezbarwnym lakierem w spray'u. Wydaje mi się jednak, że zwykły lakier w puszce, nanoszony pędzlem czy gąbką, lepiej by się sprawdził, a przynajmniej byłby bardziej wydajny.

Jak już pisałam wyżej - nie jest zbytnio zadowolona z efektu końcowego, ale na pewno będę jeszcze bawić się masą solną ze względu na jej uniwersalne zastosowanie. Chciałabym też wypróbować inny przepis (z dodatkiem kleju) oraz ozdabianie techniką serwetkową. Prawdopodobnie jednak zaczekam z tym do wiosny, gdy zrobi się cieplej i moim aniołkom nie będzie zagrażała wilgoć.

4 komentarze:

  1. te aniołki są fajne, przynajmniej mnie się podobają, mam w domu dwa aniołki z masy solnej, które uwielbiam, co prawda nie robiłam ich sama... mam do masy solnej sentyment

    pozdrawiam
    Karolka

    OdpowiedzUsuń
  2. Masa solna to wdzięczne tworzywo. Na poczatku jest zawsze trudno, ale z czasem nabierzesz wprawy i sama zauważysz, co jest dobre, a co niewskazane. Polecam Ci przepis z klejem do tapet, bo masa bardziej elastyczna. Ja dodaję też trochę mąki ziemniaczanej, wtedy ciasto jest gładsze, bardziej aksamitne. A co do suszenia, rzeczywiście najlepiej na folii aluminiowej albo bespośrednio na blaszce. Zimą dobrze się suszy mase solną na kaloryferze, ja przynajmniej praktykuję. Oczywiscie trwa to dłuuuugo, ale w końcu się wysuszy. Zresztą pomalowane też jeszcze doschną. A farby... można mieszać kolory...aby mieć większą paletę barw.
    A naprawdę wyszły całkiem fajne!Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi też się podobają, zwłaszcza ten pierwszy!! Jak dobrze wiesz wkrótce sama planuję pobawić się z masą solną, podzielę się wtedy moimi doświadczeniami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Według mnie jak na pierwsze Aniołki z masy solnej to są naprawdę bardzo fajne :)

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za każde słowo i zapraszam na pyszną kawę :-)